Straszne są sny o miłości

Więc staram się. Głowa szelestu i strzępki wyobraźni, obracam się w stronę, w którą nie patrzysz, biegam po wodzie na ciepłych chodnikach, ukrywam coś czego nie mam, jakby z zielenią. Ciężko mi, rysować coś czego nie mam, czego nie czuję, a chciałbym. Straszne są sny o miłości, straszne te sny o radości, koszmary, koszmery, kocimiętki, kocichętny, kocispragniony, misiosamotniony. Od miłości wymagam radości, i tyle.

Kompleksy

Dziś czuję się normotymicznie, las śpiewa, zielono, mało. Dobrze jest mało, taa, no tak, nie e, tu chodzi o zatrzymanie się nad czymś. Trzeba doceniać, że w ogóle komuś coś się chce, że coś przychodzi skądśtam i stale, choć powoli, choć strasznie niecierpliwie i niecierpliwe, jest. Kompleksy, kompleksy. To one nie dają marzyć normalnym ludziom, i te jak im tam, uwarunkowania wynoszone z domu, cholery jedne. Kompleksy kompleksowo wpływają na życie, tworzą kompleksy porozsiewane po całej głowie. I mogą zjeść, aaaaa m.

Mark Rothko

Smutnokolorowo, fragmenty udręki

Niezdarnie buduję myśli ze słów, bardziej czuję, odczuwam niż opisuję, dlatego tak ciężko. W codzienność, w to, że każdego dnia to samo, próbuję coś włożyć, jakoś pokolorować, choć jednym kolorem. Epatuję, emanuję. Raz o pomoc wołam, raz o ratunek, raz nie, powoli się zamykam i kurczę, ale staram się tak samo świecić, tym samym światłem, i chęcią. Daję ci głowę, a ona się uśmiecha, to dobry moment na radość. Wiem, dlaczego mam takie wrażenie, za długo czekam, za krótko jesteś. Jakieś kwiatki bym dał czy co innego. Trzeba robić swoje, ludzie robią swoje i nie patrzeć, czy się podoba, bo ludziom się generalnie nic nie podoba. Wymyślę wiarę i uwierzę, wymyślę miłość i pokocham, wymyślę siebie i będę. Pokraczne monologi, tam ręce, tu słów nogi, tak na prawdę, smutne życie, szaro. Nie mam pojęcia, co zjeść, żeby zachciało mi się bardziej chodzić w dniach, spać w nocach. Jednokolorowo, smutnokolorowo, kształty radości, fragmenty udręki. Być może przykładam wagę do nie tych rzeczy co trzeba, ale one mnie żyją, one mnie oddychają, one mnie zaczynają, one mnie zaczynają, więc muszą być. Mnie nie będzie, one zostaną. Jakoś lawiruję, obejmuję, chciałbym cię objąć zawsze i mówić, o jak to uwielbiam, o jak, o jak. Nawet jak się wykręcasz i masz taką śmieszną minę, do wszystkiego cię sprowadzam, do wszystkiego cię sprowadzam, do całości cię sprowadzam.

Pot i wstyd

Jak to powiedzieć, biurka, telefony, bagaże, goście. Jestem jednocześnie w i poza, nie jem ciastka i nie mam ciastka. Piję herbatę z tuszem herbacianym, nie mogę się nadziwić, która pora i gdzie. Pracuję jako recepcjonista, poprawię angielski, a powinno odwrotnie. Jeśli od czegoś uciekam, to to mnie tak łapie, że hej albo że nie wiem. Ktoś wie, co dla mnie dobre. Tymczasem tu czas wstydem i potem płynie. Klątwa ONE POUND się wypełnia.

Wyjście

Zostawiaj wszystko w miejscu, w którym byłeś lub którym byłeś.
To czas na wszechświat, twórz coś, co się nie kończy. Polub własną twarz. Skądś, znikąd, od siebie. Jesteś super i daj się, polub własne ciało, od siebie do ciebie, od niej do niego. Pobądź chwilę każdą rzeczą, która cię otacza, pomarz, rozmarz. Stawiaj się w sytuacjach z wyjściem. Masz takie życie.

CJEWAKA, CJEWAKA!

Poriopornomania

Jednak nie umiem. W środku się gotuję, cicho, nie wrze. Tylko dlatego, staram się być tu i kiedyś. Mam mnóstwo w głowię. Moje mnóstwo daje i daję. Co mnie ratuje, co starzeje, co mnie uśmiecha. Potrafię być tak tak tak strasznie szczęśliwy, czy nie. Poriopornomania, ogrody i przygody. Co cię nie zabiję - to ty to zabij. Może kupię sobie nóż, jakiś dobry nóż, nie, żeby kogoś zabić. Taki nóż 'a nuż'. I wtedy mi się wszystko uda. Wtedy mi się wszystko uda. Mi się wszystko uda. Się wszystko uda. Wszystko uda. Uda. Uda.

Dziedziniec w szpitalu w Arles (Vincent van Gogh)

Rulonik

Składam powietrze w rulonik, na pokaz. Niby wiem, że muszę ciężko pracować, ale ja nie. Uwielbiam trwać w niewiedzy i kocham, kocham planować, czynność planowania. Nie umiem zrobić planów w czyn, to jest właśnie ten moment, który należy przytulić i naprawić. Jeszcze zdążę zrobić tyle, że się jakoś prześlizgnę i co, i koniec.

tato

masz problemy ze sobą
i zabijasz się codziennie

a ja nie lubię empatii i pijaństwa
nie chcę smutków twoich
ani moich

dobranoc

Ciągła dziwność potrzeb

Niekłamana radość chwili, niekłamana chwila radości. Udane starania uczuć, udane uczucie starania. Potrzebna świadomość bycia, potrzebne bycie świadomości. Dalekie skojarzenie ciepła, daleko ciepłe skojarzenie. Utracone czucie wrażliwości, utracona wrażliwość czucia. Postradane różne zmysły, postradany zmysł różności. Ciągła potrzeba dziwności, ciągła dziwność potrzeb. Niebieskość twoich spojrzeń, niebieskość spojrzenia twojego. Potrzebna potrzeba potrzeby, potrzebna potrzebna potrzebności. Zgniłe piękno dotyku, zgniły dotyk piękności. Nieskończone gromadzenie lęku, nieskończony lęk gromadzenia.

E tam

Nie pamiętam tylu rzeczy, nagłe składniki otoczenia czasami coś próbują obudzić. Lubię moje historie, lubię sobie przypominać kogoś kim już nigdy nie będę. Teraz jestem mostem, nie lubię być mostem. Z jednej strony to, z drugiej tamto siamto, a ja tak decyduję. Nie lubię, gdy wiem, że ktoś zrobił coś żałosnego i myśli, że to jest superbrawo trzeba bić. Albo że ktoś coś dla mnie robi, a dla mnie to jest w ogóle nie potrzebne i nic mi nie daje, a ta osoba myśli, że ja teraz powinienem tą osobę bardzo lubić i wiele jej zawdzięczać. Ale gupio myśli. A jak ta osoba ma takie duże problemy ze sobą i zabija się codziennie. E tam.

Coś pomiędzy

Depresja ośrodka motywacji, jakakolwiek chęć nie istnieje w promieniu kilku metrów, kilometrów. Urodzenie się na nowo zawsze boli, bo już wiem, że ma boleć. Widzę nowy świat, dotykam go, wącham, czuję, nie rozumiem, rozumiem. Mam porównanie. Jak byłem mały, to podczas pobytu w szpitalu wierciłem takim mały scyzorykiem dziurę w ścianie. Nie wiem po co, ale to przynosiło mi coś, jakby ulgę. Porównania bolą, boję się porównywać, rozmyślam o pobycie w domu, czy mam wszystkie klepki, czy nie za późno nauczyłem się wiązać sznurówki. Wymyślam bajki o zwierzętach. Czy dobrze mi z tym. Jadę na lotnisko, wracam i nie wracam, coś pomiędzy. Chcę i nie chcę, coś pomiędzy. Kocham i nie kocham, coś pomiędzy. Jestem i nie jestem, coś pomiędzy. 'Opętańcza akcja na rzecz bezdomnych kotów.'

Cele wyższe

Czasami nie potrafię sobie poradzić ze sobą, mam cele wyższe, zapomniałem o wszystkim, co obiecałem i pamiętam to. Nie dlatego chcę być sobą, bo jestem fajny, ale dlatego, że nie wiem kim jestem. Rozpętałem wojnę, no i przegrywam bitwy, wygrywam, zależy jaki mam dzień, a szczególnie jaką mam noc. W nocy czasami płaczę, że nie jestem wolny, że ja jestem tu i chcę coś zrobić, kogoś poznać, i tak jest najwięcej czasu, a coś jest tam, przez mniej czasu. Nie rozumiem. Ale tak ogólnie mi dobrze jest :)