rozsypuje się
język w rulonik zwija, dłonie
w rulonik
oddycha farbą, niepotrzebnie
na biało kaloryfer przemalował
twarz mógłby nawet
zdrapać,
taki jest szczęśliwy
Szczęśliwy
Kochany
nie powie że było łatwo, słońce
w słoneczny dzień nie świeciło
chorowały ściany, biegały
dłonie palców po podłodze
jak małe pająki
nie wiedziała że istnieje
długo potem urodził się w jej sercu,
rozkazała mu kochać będąc kochanym
Lot
z tak wysoka spadaliśmy:
Nikogo mówił że wyglądam jak ptak
bez skrzydeł
zapomniałam o strachu we włosach
z tak wysoka spadaliśmy:
Nikogo poczuł się jak wiatr
zaśpiewałam:
wiatrak wiatrak na wyspie
wiecznie uczy kochać cię
z tak wysoka spadaliśmy
.
czerwony las połyskiwał
w zapatrzonych źrenicach
(4 listopad 2006)
* * *
obiecuję usłyszeć wnętrze ścian
że nauczę wrażliwości bo
tyle w nas smutku co radości
tyle ciepła co chłodu w nas
obiecuję usłyszeć wnętrze ścian
że nauczę wrażliwości
tej szorstkiej tej chłodnej
bym potrafił widzieć cuda
odwracając przez ramię
głowę szelestu
tyle w nas smutku co radości
tyle ciepła co chłodu w nas
tyle w nas głupstwa co mądrości
tyle kwiatu co chwastu w nas
Modlitwa i trwoga konania
począł się smucić, drżeć
oddech trawy którą zdeptał dłonią
pięści
utopił we włosach Galilei
padł na kolana twarzą ogrodu
całym krzyżem gwiazdą kosmosu
padł na ziemię całym sobą
modlił się, po hebrajsku
pot jak gęste krople krwi
zakwitł w przedwejściu edenu
inni mówili że z ziemi powstał
ganiał uciekał krzyczał szeptał śpiewał:
Eli Eli lema sabachthani
(Mk 14, 32-42)
Filos
dla El Pero i Julki
marzymy w Boga, liść
unoszony naszymi słowami
umiera w powietrzu,
szczęśliwy,
początek wiosny
stoimy na przystanku, marzymy
trójkąt naszych dłoni, niewidomy
smutek autobusu
falujące ciszą niebo
moje odejścia
My w bardziej umarłym cieniu
drzewo usycha, ptaki
nad bardziej umarłym cieniem
wzlatują
modlitwy, chłód
śnieg topi się w deszczu, mówię
kocham cię, moje słowa
jak obłoki
ulotne, tchu
zimne dłonie ku moim poczęłaś
dotyk,
brzemienne wejrzenia
ust wilgotnych
dygotanie
zradza
pocałunek teraz
a już tęsknoty,
drzewo usycha, my
w bardziej umarłym cieniu
stoimy jak ptaki
w powietrzu lata,,
ćma, motyl
Miłość to lecące ptaki
***
sztorm ogarnięty mrokiem wołałby
przez środek nieba
skradałby słowa z ust
nawróconych,
ślady na ustach, piasku, rzucone,
czarnobiałe,
gdyby nad morzem wyzionął ducha
pozostałby tylko szum skrzydeł
ptaków
bo morze to lecące ptaki
cieplutkich dłoni
i słowa:
na zawsze mój
bo miłość to lecące ptaki
cieplutkich dłoni
i słowa:
na zawsze mój
na zawsze mój