One pound!

Że coś im się stanie. Ja nie wiem. Otacza mnie, czy to mnie otoczy wreszcie. Niekłamana udręka, staram się ciągle coś na siłę, i co, i guzik. Wiesz, wiem, a to będzie takie duże czy małe, sama nie wie. Ptaki są straszne, nie dość, że latają, to jeszcze żyją krótko i intensywnie. A będziesz kochać, a bedę. On jest portierem, maluję obrazy i gra na gitarze. Piecem się nie ogrzejesz. One pound! One pound! Wiedziałem, że komórki moje nie są dość piękne. Zapłaciłem wszystkie raty. Planuję się uczyć. Oko nie będzie na swoim miejscu. Tęskno. Za siostrą. Za mamą. Martwię się, podobno martwienie też schodzi do żołądka, do buszka. Ja nie mam gdzie wrócić, ludzie wracają, taka to zawsze zaduma była, dlaczego tak wcześnie, miejsce wolne. Nie widziałem aniołka, nie mogłem go zobaczyć, zbyt mały byłem blondynek, naiwniaczek, zbyt zaufany. Kilka miesięcy. Dziękuję za mechanizmy obronne, pod. Give me more! Spadaj dziadzie!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Świetne! [psycho_pan]