Smutnokolorowo, fragmenty udręki

Niezdarnie buduję myśli ze słów, bardziej czuję, odczuwam niż opisuję, dlatego tak ciężko. W codzienność, w to, że każdego dnia to samo, próbuję coś włożyć, jakoś pokolorować, choć jednym kolorem. Epatuję, emanuję. Raz o pomoc wołam, raz o ratunek, raz nie, powoli się zamykam i kurczę, ale staram się tak samo świecić, tym samym światłem, i chęcią. Daję ci głowę, a ona się uśmiecha, to dobry moment na radość. Wiem, dlaczego mam takie wrażenie, za długo czekam, za krótko jesteś. Jakieś kwiatki bym dał czy co innego. Trzeba robić swoje, ludzie robią swoje i nie patrzeć, czy się podoba, bo ludziom się generalnie nic nie podoba. Wymyślę wiarę i uwierzę, wymyślę miłość i pokocham, wymyślę siebie i będę. Pokraczne monologi, tam ręce, tu słów nogi, tak na prawdę, smutne życie, szaro. Nie mam pojęcia, co zjeść, żeby zachciało mi się bardziej chodzić w dniach, spać w nocach. Jednokolorowo, smutnokolorowo, kształty radości, fragmenty udręki. Być może przykładam wagę do nie tych rzeczy co trzeba, ale one mnie żyją, one mnie oddychają, one mnie zaczynają, one mnie zaczynają, więc muszą być. Mnie nie będzie, one zostaną. Jakoś lawiruję, obejmuję, chciałbym cię objąć zawsze i mówić, o jak to uwielbiam, o jak, o jak. Nawet jak się wykręcasz i masz taką śmieszną minę, do wszystkiego cię sprowadzam, do wszystkiego cię sprowadzam, do całości cię sprowadzam.

Brak komentarzy: