Semper

Nie ukryjesz strachu, choćbyś nawet strachu nie czuł. Bo stoisz mocno. Na dwóch, na dwóch nogach. Słońce od dzisiaj na pomarańczowo zachodzi. Upojenie, karzełki. Był ledwie gorący, taką temperaturą się odznaczał minimalną do sparzenia. Jak. Jak co. Kiedyś potrafiłem cały różaniec rozmodlić w sobie, na kolanach, co noc. Mówiłaś, że Ona się stracha bała. A do Niej przecież my idziemy. Nauczymy się wypowiadać: velle non discitur, z uśmiechem i rozleniwioną nadzieją. Na, na co. Już kwiecień, powoli znajomi wypytują, czy tak. Tak bardzo chciałbym, żeby tak.

Brak komentarzy: